(Mc Pov)
Przeszedłem przez szczelinę do wymiaru który stworzyłem i zauważyłem Veldiego lewitującego w miejscu i oglądającego wszystko z zachwytem. Unosiłem się w miejscu i obserwowałem go z lekkim uśmiechem czekając aż skończy oglądać żebym mógł go oprowadzić po pałacu. Po chwili w końcu do mnie podleciał wyglądając jakby coś postanowił.
„Chcę stworzyć coś równie pięknego jak to co stworzył starszy brat" powiedział stanowczo Veldanava.
„Nie mam nic przeciwko, ale zanim coś stworzysz zastanów się co dokładnie chcesz stworzyć" powiedziałem formując przed sobą małe multivers „a także pamiętaj o dobrych i stabilnych fundamentach bo inaczej wszystko się zapadnie" małe multiwersum przede mną zaczęło się zapadać aż w końcu zniknęło.
Veldanava przez cały czas uważnie słuchał i przez chwilę można było zobaczyć zachwyt w jego oczach jak stworzyłem tak od niechcenia małe multiwersum.
„Rozumiem co masz na myśli bracie"
„Dobrze, a więc choć pokażę ci pałac" powiedziałem zmieniając się w ludzką postać.
Veldanava poszedł za moim przykładem i przemienił się w swoją ludzką postać która miała długie niebieskie włosy i był ubrany w dość nietypową szatę.
(A/N zdjęcie w komentarzach)
„Dobra chodźmy" powiedziałem kierując się do drzwi wejściowych.
Veldanava podążył za mną rozglądając się uważnie. Przez dłuższy czas oprowadzałem Veldiego po pałacu pokazując mu wszystkie ważniejsze miejsca. Podczas pokazywania mojego pokoju do wylegiwania się w prawdziwej formie zapytał mnie czy zrobiłbym mu podobny.
„Nie mam z tym problemu" powiedziałem tworząc podobny pokój ale w kosmicznym klimacie za pomocą pstryknięcia palcami.
[mistrz zdaje sobie sprawę że nie musiał pstrykać palcami?]
{wiem ale chciałem fajnie wyglądać} odpowiedziałem Atenie.
[...]
Po krótkiej wymianie z Ateną zaprowadziłem Veldiego do pokoju o który prosił. Miał on podwójne wrota które wyglądały jak gwieździste niebo z symbolem smoka na nich. Mój młodszy brat podszedł do nich i zaczęły się otwierać ukazując pokój który wyglądał jak środek kosmosu. Były mgławice, gwiazdy i nawet kilka czarnych dziur. Veldanava patrzył na to wszystko z zachwytem wypisanym na twarzy. Po chwili odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy.
„Dziękuję starszy bracie, to jest przepiękne" powiedział szczęśliwy.
„Nie ma sprawy, a teraz wybacz ale idę się chwilę zdrzemnąć. Kiedy będziesz już dokładnie wiedział co chcesz stworzyć albo będziesz miał wątpliwości w jakimś temacie to przyjdź do mnie" powiedziałem powoli wychodząc z pokoju zostawiając myślącego Veldanave.
Powoli poszedłem do swojego pokoju przy okazji zahaczając o kuchnię żeby wziąć jakiś zimny napój z lodówki która sama się uzupełnia.
Wszedłem do wielkiej kuchni która wyglądała bardzo nowocześnie. Cała była w odcieniach czerni i fioletu co wyglądało nawet dobrze. Podszedłem do dużej dwu drzwiowej lodówki i ją otworzyłem, w środku znalazłem różnego rodzaju składniki i napoje. Wziąłem kawę w puszce zamykając za sobą drzwi. Wyszedłem z kuchni otwierając puszkę idąc w kierunku mojego pokoju przechodząc obok pokoju w którym był Veldi. Zatrzymałem się przed otwartymi drzwiami obserwując jak próbuje stworzyć małe multiwersum tak jak ja.
{czy Veldanava nie powinien być wszechwiedzący?}
[Veldanava dopiero po jakimś czasie zdobędzie wszechwiedzę]
{dlaczego?}
[jako że dopiero się narodził jego dusza nie dała by rady udźwignąć ciężaru wszechwiedzy ponieważ wiedza zostaje wyryta i przechowywana w duszy]
{rozumiem}
Po chwili patrzenia jak się męczy postanowiłem mu pomóc. Powoli podszedłem do niego z puszką w ręce.
„Używasz za dużo energii Turn null przez co konstrukcja nie jest stabilna i się zapada" powiedziałem do niego.
Veldanava podskoczył zaskoczony słysząc mój głos i spojrzał w moim kierunku.
„ a więc ile powinienem użyć?" Zapytał.
„Około ¼ tego co teraz użyłeś" powiedziałem powoli popijając kawę z puszki i obserwując go.
Veldanava odwrócił ode mnie wzrok i posłuchał mojej rady próbując stworzyć małe multiwersum używając jedynie ¼ wcześniejszej energii. Po chwili w jego dłoni utworzyło się małe i stabilne multiwersum. Patrzył na nie z zachwytem i szczęściem wypisanym na twarzy.
„Brawo tylko pamiętaj że tworzenie małego multiwersum jest o wiele łatwiejsze niż takiego normalnych rozmiarów, a także czym jest większe tym potrzebuje mocniejszych fundamentów i większej ilości energii" powiedziałem gratulując mu i kończąc pić kawę.
„Dziękuje za wskazówki bracie, i już wiem co chcę stworzyć" powiedział patrząc na mnie.
„Tak szybko? Nawet nie zdążyłem się położyć. No cóż, co takiego chcesz stworzyć?" powiedziałem niszcząc pustą puszkę za pomoczą energii pustki.
„Najpierw stworzę w mojej domenie multiwersum a potem świat w którym będą żyć różnego rodzaju istoty"
„Dobrze ale będę pomagał tylko wtedy kiedy będziesz tego potrzebował albo poprosisz ponieważ to ty chcesz coś stworzyć. Ja będę jedynie wsparciem." Zgodziłem się stawiając pewien warunek.
„Rozumiem"
„dobrze a więc chodźmy" powiedziałem otwierając szczelinę wymiarową i przechodząc przez nią.
Przywitała mnie z powrotem pustka w której się pojawiłem pierwszy raz.
„Achh" westchnąłem czując lekką melancholię.
„Wszystko dobrze starszy bracie?" zapytał Veldanava wychodząc ze szczeliny.
„tak po prostu chwile wspominałem"
„Dobra a więc zaczynaj" powiedziałem klaszcząc w dłonie przy okazji przekazując mu podstawową wiedzę na temat tworzenia multiwersum.
Veldanava skinął mi głową odleciał kawałem ode mnie i zaczął tworzyć.
{ile może mu się mniej więcej zejść?} Zapytałem Atenę.
[około 150 lat]
„...rozumiem" powiedziałem tworząc sobie krzesło i siadając na nim żeby obserwować pracę Veldiego.
{czegoś tu jeszcze brakuje} pomyślałem tworząc w ręce nachosy.
{odrazu lepiej} pomyślałem patrząc jak Veldanava w rozbłyskach novej tworzy całe układy gwiezdne za jednym zamachem. Było to trochę jak oglądanie fajerwerek tyle że było o wiele ładniejsze.
{Atena?}
[tak mistrzu?]
{ile zajęło by mi stworzenie multiwersum?}
[około 10 minut]
{...tak, jestem op}
I tak siedziałem i patrzyłem jak Veldi tworzy swoje dzieło wyczuwając że ktoś ma złe intencje w kierunku mojego młodszego brata.
{nich się tylko pojawi to wtedy zniszczę jego ciało jak i duszę} pomyślałem nie zdając sobie sprawy że na mojej twarzy uformował się drapieżny uśmiech.
<lokalizacja: domena Boga śmierci Tartarusa>
(Pov 3)
Na czarnym tronie siedziała dość spora postać w czarnej zbroi z hełmem który miał dwa około dziesięcio centymetrowe kolce. Zbroja zakrywała całe jego ciało a z miejsc gdzie się łączyła wydobywało się zielone/seledynowe światło. Obok tronu stała wielka metalowa maczuga z której też wydobywało się to tajemnicze światło.
„A więc w końcu narodził się Smoczy król gwiazd" powiedział patrząc w kierunku Veldanavy który z niczego nie zdając sobie sprawy dalej tworzył multiwersum.
Wstał z tronu spojrzał na jeden z jego ulubionych światów i złapał jedną ręką maczugę zarzucając ją sobie na ramie. Lubił ten jeden konkretny świat ponieważ niezliczone wojny pomiędzy ninja zamieszkujący ten świat sprawiły że stał się tak potężny. Tartarus rósł w siłę poprzez pochłaniane dusz istot które jego podwładni przynosili mu z światów w jego domenie. A czym dusza była silniejsza tym staje się on potężniejszy. Poluje na nowo narodzonych bogów dlatego że ich dusze są potężna a do tego nie są oni doświadczeni w walce. Jeszcze raz spojrzał na ten jeden świat i wbił maczugę w kamienną podłogę pod nim. Przekręcił ją w prawą stronę otwierając schody prowadzące w duł które działały jak brama teleportacyjna, zszedł po schodach i zniknął w zielonym świetle.
(Azjon pov)
Przebywałem w pobliży bariery medytując do czasu aż wyczułem zakłócenia w przestrzeni na krawędzi bariery. Szybko popłynąłem w tamtym kierunku przybywając idealnie by zobaczyć istotę w czarnej zbroi i z maczugą na ramieniu wychodzącą z zielonego portalu.
{o nie, to co zobaczył pan już się spełnia. Muszę go szybko o tym powiadomić} pomyślałem.
'Jihagan-sama jest bardzo duży problem. Właśnie obok mnie pojawił się Tartarus' powiedziałem za pomocą telepatii.
'Cholera, spróbuj go jakoś namówić żeby nie robił nic głupiego' przez chwilę byłem zaskoczony słysząc pierwszy raz od stuleci jak Jihagan-sama przeklina.
'Spróbuję'
'Dobrze ale jeżeli twoje życie będzie zagrożone od razu uciekaj'
'Tak jest' przekazałem kończąc rozmowę telepatyczną.
Podpłynąłem do Tartarusa który miał właśnie zaatakować barierę.
„Tartarus-sama proszę tego nie robić ponieważ może się to nie skończyć dobrze" ostrzegłem go zanim zdążył uderzyć barierę .
Rzucił na mnie okiem i powiedział aroganckim głosem.
„Jeżeli przysłał cię tu ten staruszek to powiedz mu że jestem niepokonany i jakiś głupi smok czy też wąż nie da rady mnie zabić"
„A więc twierdzisz że to co widział Jihagan-sama jest fałszywe?" zapytałem go oburzony
„Zgadza się, a teraz zejdź mi z drogi albo i twoją duszę pochłonę" powiedział zamachując się na barierę maczugą. Bariera zawibrowała i wydobyło się pare iskier ale nie było na niej nawet rysy.
Odpłynąłem od Tartarusa bojąc się że zostanę wzięty za jego sojusznika przez istotę w barierze.
'Jihagan-sama, nie dał mi on szansy powiedzieć nawet jednego argumentu' znowu użyłem telepatii.
'Achh, w takim razie obserwuj rozwój sytuacji i postaraj się żeby ta istota nie wzięła cię za wroga'
'Tak jest'
Zakończyłem połączenie i obserwowałem jak Tartarus raz za razem uderza w barierę. Po kilku minutach na barierze zaczęły pojawiać się pęknięcia. Po kolejnych kilku minutach bariera została rozbita i to czego byłem później świadkiem na zawsze pozostanie w moich koszmarach.
(Mc Pov)
Kilka minut temu wyczułem że ktoś będzie teleportował się w pobliże bariery. Kiedy się już pojawił postanowiłem poczekać i zobaczyć co takiego nasz gość zrobi.
Bariera zadrżała wskazując że jest ona atakowana. Veldanava zauważając to przestał tworzyć multiwersum i podpłynął do mnie.
„Starszy bracie ktoś atakuje twoja barierę" powiedział.
„Wiem, chcesz trochę?" odpowiedziałem pokazując mu nachosy.
„Tak poproszę. I czy nie zamierzasz nic zrobić z intruzem?"
„Ta bariera nie jest nawet najsilniejszą jaką mogę zrobić poza tym i tak miałem ją wymienić na silniejsza więc jedynie nasz gość ułatwia mi pracę" powiedziałem podając mu pudełko nachosów które stworzyłem. Veldi wziął jednego nachosa z pudełka i włożył go buzi.
„To jest przepyszne!" Powiedział z świecącymi oczami sprawiając że się lekko uśmiechnąłem ponieważ przypominał w tamtym momencie milim gdy spróbowała po raz pierwszy miód.
Po chwili jedzenia nachosów z Veldanavą poczułem że bariera zaraz się rozpadnie więc wstałem z krzesła i wymazałem je.
„Dobra, pora przywitać naszego natarczywego gościa" powiedziałem teleportując się na obrzeża bariery z Veldim.
Kiedy się pojawiliśmy na miejscu zmieniliśmy się w swoje prawdziwe postacie.
Wyczułem że za barierą znajdują się dwie osoby ale tylko od jednej wyczuwałem złe intencje dlatego tego drugiego zignorowałem.
Bariera którą jakieś 1000 lat temu postawiła Abeloth rozpadła się z dźwiękiem rozbijanego szkła ukazując postać w czarnej zbroi z maczugą na ramieniu.
{skądś go kojarzę tylko nie wiem skąd.} Pomyślałem przyglądając się intruzowi moimi zimnymi czerwono-fioletowymi oczami.
Intruz rzucił jedynie na mnie okiem ponieważ kompletnie ukryłem swoją aurę i spojrzał na Veldanave.
„Czy ty jesteś Smoczy Król Gwiazd?" Zapytał go aroganckim głosem.
„Zgadza się, na imię mam Veldanava, czego tu szukasz?" Powiedział Veldi.
„Jestem Bógiem Śmierci Tartarusem i przyszedłem pochłonąć twoją duszę" powiedział pewny siebie wskazując na mojego młodszego brata.
Wyciekło ze mnie trochę aury ponieważ przypominał on mi pewną osobę z dawnego życia co była równie pewna siebie i arogancka co on.
„Żeby zabrać mu duszę będziesz musiał najpierw przejść przeze mnie" powiedziałem lekko zły, podlatując trochę do przodu i uwalniając część mojej aury.
Tartarus czując moją aurę wzdrygnął się tak samo jak osoba która to obserwowała z pewnej odległości.
„A kim ty myślisz że jesteś" powiedział wyniosłym tonem patrząc na mnie z góry.
„Nazywam się Velzadaross i jestem jego starszym bratem" powiedziałem wskazując ogonem na Veldiego.
„Skoro stajesz mi na drodze to twoją duszę też pochłonę!" Powiedział arogancko rzucając się w moją stronę.
„Uważaj na siebie starszy bracie" powiedział Veldanava przed odsunięciem się żeby dać mi więcej miejsca co mnie lekko zaskoczyło bo myślałem że będzie chciał sam walczyć.
{Czy chce zobaczyć co potrafię?}
[zaleca się aby mistrz się powstrzymywał ponieważ może zniszczyć pracę Veldanavy]
Spojrzałem na mojego przeciwnika żeby zobaczyć jak próbuje uderzyć mnie w pysk swoją maczugą. Uniknąłem jego zamachu cofając głowę do tyłu i zamachnąłem się na niego ogonem. Ledwo unikając mojego zamachu Tartarus zaszarżował na mnie jeszcze raz celując w moją głowę. Podskoczył na jej wysokość i zamachną się zza głowy próbując mnie jeszcze raz uderzyć. Zablokowałem jego atak ogonem i powstała potężna fala uderzeniowa a na jego broni pojawiły się pęknięcia. Przez kolejne minuty próbował zrobić mi jakąkolwiek krzywdę ale nie udało mu się.
Tartarus odskoczył ode mnie zmęczony i zaczął ciężko oddychać. Podniósł swoją maczugę nad głowę wkładając pozostałą siłę i magię w ostatni atak. Jeszcze raz podskoczył i zamachnął się na mnie świecąca maczugą wypuszczając potężne uderzenie które poważnie zraniłoby Veldanave ale na nieszczęście dla niego ten desperacki atak nawet mnie nie zadrapał. Tartarus upadł wyczerpany i spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
„Proszę nie zabijaj mnie!" zaczął błagać o litość.
„Gdzie się podziała twoja pewność siebie, śmieciu" powiedziałem patrząc na niego lodowatym i krwiożerczym wzrokiem.
„Przepraszam, myliłem się nie byłem dla ciebie przeciwnikiem o wielki" powiedział próbując mi się przypodobać abym go oszczędził.
„Zanim cię zabiję powiem ci jedno, przez cały czas się powstrzymywałem żeby nie zniszczyć pracy mojego młodszego brata" powiedziałem zimnym głosem wypuszczając trochę mojego morderczego zamiaru.
„P..p..p..przepra..szam" ledwo zdołał z siebie wydusić.
Zacząłem ładować oddech atomowy żeby go zabić. Fioletowe światło zaczęło wydobywać się z moich łusek na grzbiecie ogona i zaczęło iść ku górze. Kiedy dotarło do mich kolców na głowie i zaczęły one się świecić na fioletowo wystrzeliłem fioletowy promień w Tartarusa. Musiałem także postawić barierę żeby przypadkiem niczego co stworzył Veldi nie zniszczyć.
Po chwili kąpania Tartarusa w moim promieniu przestałem i zauważyłem lekkie załamania w czasoprzestrzeni a także że z intruza nic nie zostało, nawet dusza.
„Tch" prychnąłem zniesmaczony tym idiotą i postawiłem barierę rzeczywistości wokół domeny Veldiego.
„Dzięki bracie" podleciał do mnie i podziękował.
Spojrzałem na niego zdezorientowany dlaczego mi dziękuje i lekko się uśmiechnąłem.
„Nie ma sprawy, Veldi" powiedziałem pocierając jego głowę ogonem.
„mógłbyś przestać" powiedział zdejmując mój ogon z swojej głowy lekko zawstydzony.
„Dobra leć dalej tworzyć swoje multiwersum" powiedziałem rozbawiony jego reakcją.
„A ty nie idziesz starszy bracie?" Zapytał lekko zdezorientowany.
„Zaraz przyjdę, mam tylko parę rzeczy do załatwienia"
„Dobrze" powiedział mrużąc oczy i teleportując się.
Kiedy Veldanava zniknął poprosiłem Atenę aby zlokalizowała gdzie mieści się domena Tartarusa a ja twym czasie spojrzałem na gościa który jedynie obserwował moją walkę. Wyglądał on jak młody mężczyzna koło 20 lat w białym garniturze. Kiedy się mu przyglądałem Atena powiedziała mi że znalazła domenę Boga śmierci przez co zignorowałem ziomka w garniturze i teleportowałem się żeby sprowadzić trochę zniszczenia. Pierwsze co zauważyłem po teleportacji to to że w jego domenie była duża ilość światów z jednym dość interesującym który postanowiłem zniszczyć na końcu. Wypuściłem 3/10 mojej aury przez co kilka najbliższych światów zostało zdezintegrowane do struktury molekularnej.
„pora przetestować moc Boga Destrukcji Iwaraka" powiedziałem podekscytowany.
Stworzyłem wokół mojej głowy osiem czerwonych kul i wlałem w nie ogromne ilości magiculi co sprawiły że zaczęły jeszcze bardziej świecić na czerwono. Rzuciłem je w kilka najbliższych światów, kiedy pierwsza kula zderzyła się z powierzchnią świata wybuchła karmazynowym światłem tworząc wielkiego grzyba który zakrywał połowę planety. Zaraz po pierwszym wybuchu reszta kuli również wybuchła niszcząc doszczętnie świat w który trafiły i wszystko co znajdowało się w promieniu tysięcy kilometrów.
{piekielny wybuch jest mocny} pomyślałem podekscytowany przetestowanie kilku innych pod umiejętności Boga Destrukcji Iwaraka.
{użyjmy teraz może... piekielnego promienia}
Odleciałem kawałek w kierunku paru innych światów i zacząłem ładować promień. Przed moim pyskiem zaczęły formować się karmazynowej płomienie i skupiać w jedną kulę która lekko pulsowała, wystrzeliłem długi czerwony promień przed siebie który gdy przeciął kilka światów sprawiając że bardzo spektakularnie wybuchły na drobne kawałki.
{Coś czuję że Iwarak będzie jedną z moich ulubionych umiejętności}
[...] poczułem że Atena jest zdenerwowana przez co uformowała mi się kropla potu.
{ale ty Atena zawsze będziesz najlepsza} szybko powiedziałem próbując ją udobruchać.
[*rumieni się* dziękuję mistrzu]
Wytarłem kroplę potu i odetchnąłem z ulgą.
{dobra wracajmy do niszczenia ...*kaszlnięcie* chciałem powiedzieć testowania, taaaak} pomyślałem uśmiechając się złowrogo.
{sprawdźmy teraz miejsce zerowe}
Uformowałam przed sobą czarną kulę która zasysała światło i rzuciłem ją w kierunku skupiska około dziesięciu światów. Poleciała z prędkością światła i uderzyła w pierwszy świat, zaczęła szybko się rozszerzać i pochłaniać wszystkie dziesięć światów wypełniając kosmos lekkim fioletowym światłem. Kiedy pochłonęła wszystkie dziesięć światów zaczęła się szybko kurczyć i gdy była wielkości monety wybuchła fioletowym światłem uwalniając całą energię jaką pochłonęła przez co zniszczyła kolejne pięć światów.
{...ja w to nie wlałem żadnych dodatkowych magiculi} pomyślałem zaskoczony tym jak bardzo jest to potężna pod umiejętność.
[*pisze w notatniku* nie używać w pobliżu świata Veldanavy, już zapisałam mistrzu]
{...dzięki Atena}
{a więc dalej mamy wybuch novej, brzmi fajnie}
Zacząłem świecić fioletowo czerwonym światłem które zaczęło formować się w wielki X zemną w samym środku. Odwróciłem się w kierunku tego co jeszcze został z domeny Tartarusa i wystrzeliłem fioletowy promień z akcentami czerwieni który niszczył wszystko co napotkał na swojej drodze i pochłaniając w świetle całą domenę i zahaczając lekko o domenę kogoś innego. Kiedy atak się skończył po sobie zostawił jedynie zniszczenie tak durzę że sama czasoprzestrzeń się załamywała i pękała w niektórych miejscach.
{ten atak rzeczywiście wygląda jak drago nova tyle że jest o wiele potężniejszy} pomyślałem patrząc zadowolony na zniszczenia których dokonałem.
„a więc zostałeś już tylko ty" powiedziałem odwracając się w kierunku świata pełnego ninja. Podpłynąłem do niego zastanawiając się co z nim zrobić i po chwili postanowiłem o jego losie.
„jako że mam z tobą dość dobre wspomnienia i umiliłeś mi w poprzednim życiu nie jeden wieczór nie zdezintegruję cię ale zabiorę do domeny Veldiego" powiedziałem.
[jesteś mistrzu pewien że oszczędzasz go z tego powodu a nie z powodu że są w nim ~interesujące~ kobiece postacie?]
„...tak to z powodu dobrych wspomnień"
[🤨]
„..."
'Veldi mam prośbę' powiedziałem przez za pomocą telepatii ignorując pewną umiejętność.
'Co to za prośba starszy bracie?'
'Mogę w twojej domenie umieścić świat na który się natknąłem?'
'Nie widzę w tym problemu'
'Dzięki, jak będziesz czegoś potrzebował to mów'
'Dobrze'
Zakończyłem rozmowę i teleportowałem się z światem ninja na obrzeża domeny Veldiego. Po zostawieniu świata teleportowałem się w pobliże młodszego brata tworząc wygodne krzesło, usiadłem na nim i zacząłem oglądać jak jest tworzone multiwersum w którym później narodzi się pewien niebieski śluz.
{Ciekawe co przyniesie przyszłość} pomyślałem podekscytowany przyszłością. Stworzyłem sobie nachosy i zacząłem je powoli chrupać.
(A/N Cześć z tej strony autor. Jest to już 4 rozdział mojej książki mam nadzieję że się podobało. Co do tego kiedy będę przesyłał rozdziały to postanowiłem przesyłać minimum jeden na tydzień, czasem rozdziałów będzie więcej ale to zależy jedynie od tego co będzie działo się w szkole i moim życiu prywatnym. Miłego dnia/nocy autor ulatnia się *rzuca pod siebie kulkę która wybucha białym dymem*